Rozmowa z Joanną Burnos.
To miał być bardzo kobiecy numer Naszego Czasopisma. Niestety przyszło nam rozmawiać w niecodziennych okolicznościach. W tym momencie mamy w Polsce stan epidemii. Dla przedsiębiorców to ogromne turbulencje, a Ty właśnie uruchomiłaś swoją firmę (LEADERIS Institute).
Rzeczywiście, z pewnością nie jest to dogodny moment na podejmowanie nowych wyzwań. Po pierwsze dlatego, że każdy z nas powinien teraz skupić się na zadbaniu o bezpieczeństwo i zdrowie swoje i swoich bliskich. Po drugie już po zaledwie kilku dniach od ogłoszenia społecznej kwarantanny zaobserwowaliśmy pierwsze negatywne gospodarcze konsekwencje kryzysu wokół koronawirusa. A najgorsze wciąż przed nami.
Mało optymistyczny początek naszej rozmowy. Ale rzeczywiście chyba im wcześniej zdamy sobie sprawę, w jakim znaleźliśmy się położeniu, tym lepiej.
W obecnej sytuacji stosowanie jakichkolwiek mechanizmów wyparcia nie ma sensu. Trzeba być mentalnie gotowym na każdy możliwy scenariusz i mieć plan B. Będzie trudno, ale postanowiłam nie czekać na tzw. lepszy moment, bo zmiany jakie będą niosły działania LEADERIS Institute nie mogą być odkładane na później, a dziś są być może potrzebne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Swoją aktywność traktuję jak misję, ale nie ukrywam, że zadbałam o zabezpieczenie finansowe.
Czy sądzisz, że wielu naszych rodaków jest w tak komfortowej sytuacji?
W Polsce kultura oszczędzania i inwestowania wciąż nie rozwinęła się w sposób wystarczający. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma też takie możliwości, ale bardzo wiele osób żyło do tej pory ponad stan. Młodzi ludzie, którzy czasem dość szybko zarabiali duże pieniądze niemal natychmiast je konsumowali. Dziś będzie musiało się to zmienić. Zasada jest zawsze prosta: nie wydawaj więcej, niż zarabiasz.
Jesteś osobą, która w swoim CV ma doświadczenie zarówno pracy w międzynarodowej korporacji, jak i przedsiębiorcy. Opowiedz skąd decyzja o zmianie profilu zawodowego i jak wyglądały początki budowania własnej firmy.
Jeżeli pozwolisz, sięgnę jeszcze głębiej (śmiech). Zacznę od tego, że zawsze lubiłam pracować i od najmłodszych lat była we mnie silna potrzeba poczucia niezależności. Swoje pierwsze „wynagrodzenie” otrzymałam już w wieku 12 lat i była to kremowa spódnica zapinana na guziczki (śmiech), pomagałam wtedy przez kilka dni znajomej w obsłudze stoiska z odzieżą nad Bałtykiem. Później właściwie coroczne prace wakacyjne stały się standardem, w liceum w trakcie roku szkolnego uczyłam dzieci języka angielskiego. Wspaniale wspominam pracę w rodzinnej kawiarni w Kołobrzegu, w norweskim hotelu czy londyńskiej restauracji. Te doświadczenia mnie zahartowały i sprawiły, że wiem co to ciężka praca.
Mam wrażenie, że idea tzw. summer job nieco odeszła w zapomnienie.
Dziś rodzice zdecydowanie zbyt często wyręczają swoje dzieci w zarabianiu na studia czy pierwsze mieszkanie, często kosztem obniżenia własnego standardu życia. Pracę w korporacji – domu maklerskim w Brukseli zaczęłam od praktyk podczas wymiany studenckiej. Poznałam fantastycznych ludzi, z którymi do dziś jestem w kontakcie. Bardzo odpowiadała mi międzynarodowa atmosfera i fakt, że szybko stałam się niezależna finansowo. Miałam wtedy tylko 22 lata. Sama opłacałam prywatne studia w Akademii Leona Koźmińskiego i wynajem mieszkania w Brukseli. Po dwóch latach ze względów prywatnych zdecydowałam się przeprowadzić do Polski, choć ludzie słysząc o moich planach pukali się w głowę. Tak się jednak ułożyło, że kontynuowałam pracę dla Belgów ale z centrali w Warszawie. Zmieniłam stan cywilny, wkrótce wspólnie z mężem postawiliśmy na budowanie własnej firmy. Początki nie były łatwe, oboje pracowaliśmy w korporacjach, a po godzinach – nad nowym projektem. W końcu zdecydowaliśmy się na porzucenie pewnych etatów i rzuciliśmy się na głęboką wodę.
No właśnie … w takich momentach często szukamy potwierdzenia słuszności naszej decyzji w najbliższym otoczeniu. Jak było w Waszym przypadku?
Oczywiście liczba osób, które pochwalały naszą decyzję wcale nie była imponująca. Rodzina, znajomi dziwili się, że podejmujemy takie ryzyko, zwłaszcza, że mieliśmy świeżutki kredyt hipoteczny (śmiech). Firma konsultingowa dostarczająca usług w zakresie zarządzania majątkiem technicznym z czasem okazała się strzałem w dziesiątkę, ale w początkowej fazie wszystko robiliśmy samodzielnie: od zakupu wody dla uczestników szkolenia po specjalistyczne usługi projektowe w siedzibach klientów w Polsce i innych krajach europejskich.
To rzeczywiście brzmi jak duże wyzwanie, zwłaszcza, jeśli mówimy tylko o de facto dwuosobowej firmie.
Tu muszę powiedzieć o jeszcze jednym niesłychanie istotnym aspekcie – prowadzenia firmy jako małżeństwo. 90% osób stanowczo nam to odradzało, straszyli, że się sobą znudzimy, że z czasem zacznie nas łączyć tylko praca, że będziemy mieli siebie dość itd. Jednym słowem spadną na nas wszystkie plagi (śmiech). Okazało się jednak, że stanowimy komplementarny team i mamy do siebie ogromne zaufanie. Z czasem rekrutowaliśmy kolejne osoby. Pochwalę się: mój HR-owski nos mnie nie zawiódł. Przyjęte przeze mnie osoby są w firmie do dziś.
Wiem, że jesteś mamą dwójki dzieci. Jak udało Ci się pogodzić tę rolę z życiem zawodowym?
Może Cię zaskoczę, ale uważam, że nikt nie jest niezastąpiony. W firmie pracowałam do końca 8 miesiąca ciąży, później moje obowiązki przejął ktoś inny. Jestem mamą dwóch synów i uważam, że na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas. Dziś rozmaite „success stories” robią kobietom wielką krzywdę, zwłaszcza tym, które spodziewają się pierwszego dziecka. Dalej karmi się je opowieściami o kobietach na wysokich stanowiskach, które robią oszałamiającą karierę, są super matkami, o piątej rano pieką chleb, później jogging i z uśmiechem na ustach pędzą do firmy po kolejne wyzwania no i oczywiście regularnie „randkują” z partnerem! Ja mówię: bzdura! Wyluzujcie. Dajcie sobie na wszystko czas, Wasze zdrowie psychiczne i fizyczne jest najważniejsze. Dziś już wiem, że nie można mieć wszystkiego na raz. Zakładając rodzinę trzeba się liczyć z tym, że konieczne jest ciągłe balansowanie. Umiejętne dociskanie i odpuszczanie jednocześnie. Kobiety, które chcą się rozwijać zawodowo, a są partnerkami, matkami mają do pokonania cały tor przeszkód. Taka jest prawda, a zmiany w tym zakresie wciąż są kosmetyczne.
Rzeczywiście takiego głosu chyba brakuje. Po urodzeniu dzieci w pełni oddałaś się macierzyństwu?
Po urodzeniu pierwszego syna przez rok byłam z nim w domu, ale przyznaję, że bardzo mnie nosiło. Doradzałam w tym czasie w zakresie polityki zagranicznej jednej z partii politycznych. Życie publiczne i sprawy międzynarodowe zawsze bardzo żywo mnie interesowały. Pociągało mnie przywództwo, oparte przede wszystkim na wyzwalaniu potencjału u innych osób. Odkąd pamiętam zawsze pełniłam funkcję przewodniczącej klasy, na studiach byłam prezeską największego koła naukowego uczelni. Uwielbiam motywować ludzi do działania, dostarczać im pozytywnej energii i wiary w to, że mogą o wiele więcej niż im się wydaje!
A jak to zamiłowanie do uskrzydlania innych przekładało się na prowadzenie własnej firmy i Twoją kolejną rolę – wykładowcy?
Mój mąż powiedział, że właśnie pewność siebie, jakiej mu dodawałam była dla niego kluczowa w drodze do realizacji celów. Tej wiary we własne możliwości uczę wszystkie osoby, z którymi mam okazję współpracować, także moich studentów. Młodym ludziom wciąż brakuje zastrzyku energii do działania. Ogromnie stresują ich wystąpienia publiczne, ale jeśli tylko otrzymają wsparcie, oswajają swoje lęki i poskramiają wewnętrzne demony (często niestety powstałe w poprzednich etapach edukacji). Czuję ogromną satysfakcję, kiedy otrzymuję wiadomości z podziękowaniami i uznaniem, tak dla mojej pracy, jak i dla tego pozytywnego kopa, jakiego im daję.
My jako Polacy chyba wciąż mamy znaczące deficyty, jeśli chodzi o poczucie własnej wartości i pewność siebie.
Faktycznie, Polkom i Polakom wciąż brakuje wiary we własne możliwości. Mamy co prawda sporą zdolność „kombinowania”, ale niestety więcej ma ona wspólnego z arogancją niż realną pewnością siebie. Ostatnie pół roku poświęciłam na wnikliwą obserwację i liczne rozmowy z osobami działającymi na poziomie menedżerskim, jak i z tymi, które dopiero raczkują w świecie biznesu. Analizowałam też to, w jaki sposób radzą sobie moi znajomi i rodzina w sytuacjach kryzysowych. Myślę, że jestem gotowa zaryzykować stwierdzenie: pewność siebie należy wynieść do poziomu kompetencji. Dziś rozpatrywanie jej tylko jako cechy osobowości to zdecydowanie za mało. Pewność siebie w czasach globalnego kryzysu wszelkiej maści: finansowego, mentalnego, zdrowotnego jest kluczowym elementem budowania światowego bytu po tym całym kataklizmie. Warto budować w sobie przekonanie, że jesteśmy w stanie ze wszystkim sobie poradzić. Chodzi o niezachwiane przekonanie, że po każdej porażce, pewni swojej wewnętrznej siły, będziemy potrafili się podnieść. W LEADERIS Institute wspólnie z ekspertami opracowaliśmy autorską metodę budowania zdrowej, wewnętrznej pewności siebie. Chcemy się nią dzielić. To jeden z elementów naszej misji.
Na swojej drodze zawodowej spotkałaś wiele liderek i liderów – zarówno biznesowych, jak i politycznych. Która z tych osób zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Do dziś w moim rankingu niezmiennie wygrywa Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej. Miałam przyjemność uczestniczyć w kilku spotkaniach z jej udziałem, kiedy pełniła jeszcze funkcję Komisarza ds. Konkurencji. Ujęła mnie swoją pozytywną energią, dystansem do siebie i nieustępliwością, kiedy szło o spory merytoryczne w kwestiach fundamentalnych dla rozwoju Unii Europejskiej. Jej determinacja w kontaktach z gigantami rynku w obronie zdrowych zasad konkurencji była imponująca. Podziwiam ją także jako kobietę, która szczerze potrafi mówić o godzeniu roli mamy (ma troje dzieci) i żony z karierą. Poza tym jest w niej jakiś taki magiczny spokój, może to zasługa kraju pochodzenia (śmiech) – jest Dunką. Jej historia może stać się inspiracją dla wielu kobiet, które czasem nie widzą siebie w danej roli, nie mają wystarczającej pewności siebie. Vestager w młodości nie lubiła publicznie przemawiać. Jest córką pastorów, tabuny ludzi, które przewijały się przez jej dom rodzinny męczyły ją, a dziś proszę … jest nazywana gwiazdą Brukseli. I tu kolejny element naszej misji w LEADERIS: kobiety, zacznijmy w końcu mówić! Mężczyźni znacznie lepiej i częściej korzystają z możliwości, jakie daje im ich głos. My wciąż się chowamy, czekamy na lepszy moment. Koniec z odkładaniem tego na później. Nasza kolej.
Wygląda na to, że tworzysz kuźnię przyszłych liderów.
I liderek (uśmiech). Bardzo mi zależy na tym, aby z wiedzy i doświadczenia, jakim dzielimy się w LEADERIS skorzystało jak najwięcej kobiet. Dotychczas mieliśmy do czynienia ze zmianami ewolucyjnymi. Myślę, że po światowym kryzysie, jaki nas niewątpliwie czeka jeszcze więcej kobiet zacznie dążyć do pozycji i funkcji liderskich. Mamy w sobie ogromną siłę, za kilka miesięcy stanie się to jeszcze bardziej widoczne, ale w drodze na szczyt chcę wspierać wszystkich, którzy tego potrzebują. Pamiętajmy, że najlepsze teamy, to zespoły mieszane. Zależy mi na budowaniu jakościowego społeczeństwa. Ludzie świadomi własnej wartości, umiejący komunikować swoje pomysły w sposób atrakcyjny prędzej czy później w naturalny sposób stają się liderami i w biznesie, i w życiu publicznym. Zostawmy już w spokoju wszelkie przejawy bylejakości i braku profesjonalizmu w naszym kraju. Niech każdy z nas robi swoje. LEADERIS mówi: Twoja kolej.
No właśnie, ale kolej na co? Dziś przyszłość to jeden wielki znak zapytania. Dla niektórych przedsiębiorców kryzys może oznaczać konieczność zamknięcia ich firm. Przyszłość nie wygląda różowo.
To prawda, mamy do czynienia z jedną z najbardziej dotkliwych lekcji zarządzania kryzysowego. Dla poukładania w głowie pewnych spraw, każdy przedsiębiorca, ale też pracownik powinien nakreślić 3 scenariusze: optymistyczny, realistyczny i pesymistyczny. Pamiętajmy, że ten kataklizm nie ma precedensu. Nikt odpowiedzialny nie odważy się dziś mówić o jakichkolwiek szczegółowych prognozach. Zmiennych jest po prostu zbyt wiele. Należy przyjąć do wiadomości, że szereg czynników jest poza naszym wpływem. Trzeba działać tu i teraz oraz ratować co się da. Walka o zachowanie miejsc pracy powinna stać się priorytetem. I niestety wygląda na to, że przesłaniem, jakie dziś można skierować do ludzi jest stare sprawdzone: umiesz liczyć, licz na siebie. Wiem, że to gorzkie i bolesne zwłaszcza dla osób, które stanowią koło zamachowe naszej gospodarki, ale takie mamy realia. Ważne jest, aby zadbać o swoją kondycję mentalną, na koniec zawsze chodzi o człowieka. Pamiętajmy, że czas kryzysu powinien być przede wszystkim czasem inwestycji w nas samych. Musimy wyjść z niego wzmocnieni.
Rozmawiała Anna Wierzba.
Joanna Burnos – Przedsiębiorczyni w branży szkoleniowej i konsultingowej. Założycielka LEADERIS Institute, którego misją jest budowanie liderek i liderów nowej generacji. Wykładowczyni akademicka. Absolwentka Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, Europejskiej Akademii Dyplomacji oraz European Women’s Academy. Stypendystka Solvay Brussels School of Economics and Management przy Wolnym Uniwersytecie w Brukseli. Członkini Towarzystwa Ekonomistów Polskich, Stowarzyszenia Nowoczesna Kobieta a także Rady Doradczej Absolwentek European Women’s Academy.
Wywiad ukazał się w najnowszym wydaniu magazynu Nasze Czasopismo [pobierz PDF]