„Daj mi ostatnią niedzielę, a potem niech wali się świat…” – może słowa wyśpiewane przez Mieczysława Fogga, ustami regionalnych przedsiębiorców trafiłyby do ustawodawców, którzy pozostają niewzruszeni na ich wołanie? Niewiele na to wskazuje, zwłaszcza, że ustawa o zakazie handlu w niedziele wkracza w ostateczną i decydującą fazę.
Frazy międzywojennej pieśni nie dotyczą już naszych bratanków od szabli i szklanki, bowiem węgierski rząd wycofał się z ustawy zaledwie kilkanaście miesięcy od jej podpisania. Rodzime środowisko również staje się niecierpliwie na idee dotyczące obostrzenia przepisów ustawy, a świadczy o tym ekspertyza Biura Analiz Sejmowych, z której wynika, iż prace związane z zaostrzeniem reguł nie są już tak dynamiczne. Czy mamy do czynienia z preludium do nieoczekiwanego zwrotu akcji? Nieoczekiwanego, bo 1 marca minął zaledwie rok od wejścia ustawy w życie.
Lista czynności zakazanych
Wbrew mitom krążącym w opinii publicznej, zakazy wynikające z ustawy dotyczą nie tylko czynności sprzedażowych, ale także innych działań, które związane są ze sprzedażą w sposób bezpośredni i pośredni. Do czynności zakazanych zaliczamy m.in. przyjmowanie oraz realizację zamówień, ekspozycję towaru, usuwanie produktów wadliwych, bądź przeterminowanych, rozdział gotówki, przygotowanie kas, a nawet odprawy pracowników. W praktyce ustawa ma związek z szeroką gamą czynności wchodzących w skład obowiązków osób zatrudnionych w branży handlowej.
– Od wprowadzenia ograniczenia handlu uważnie przyglądamy się zachowaniom klientów i jednocześnie dbamy o właściwą komunikację, by nie mieli oni wątpliwości, w którą niedzielę będą mogli zrobić zakupy. Jesteśmy przekonani, że klienci zrozumieli mechanizm działania tego zakazu i nauczyli się planować zakupy w tygodniach z zakazem handlu w niedzielę – Monika Brandeburg, Manager CH Auchan Gdańsk. – Jako zarządca galerii handlowej obserwujemy, jak zmieniają się zwyczaje zakupowe naszych klientów. Dostosowaliśmy do nich godziny pracy galerii handlowej i prowadzone akcje marketingowe, które wcześniej odbywały się w niedziele. Przed wprowadzeniem ograniczenia handlu, rozmawialiśmy z naszymi najemcami oferującymi usługi gastronomiczne i prowadzącymi działalność rozrywkową. Daliśmy im możliwość funkcjonowania w niedziele wolne od handlu, co dopuszcza ustawa. Większość z naszych najemców nie zdecydowała się otwierać lokali w niedziele wolne od handlu.
Po trzecie – dzień święty święcić
Od 1 stycznia 2019 roku zakaz został rozszerzony. Obowiązuje on we wszystkie niedziele z wyłączeniem ostatniej w miesiącu. Wyjątkiem pozostają dwie niedziele handlowe przypadające na okres przed Bożym Narodzeniem oraz jedna przed Wielkanocą. Rachunek ekonomiczny pozostaje nieubłagany – w całym roku 2019 będziemy mieć tylko 15 niedziel handlowych. Docelowa faza obostrzeń zacznie się z nadchodzącym – 2020 rokiem. Wówczas będziemy mieli do dyspozycji zaledwie 7 niedziel handlowych (ostatnia niedziela stycznia, kwietnia, czerwca sierpnia oraz 3 świąteczne). Wbrew rosnącym ograniczeniom ekonomia niedzielnej arytmetyki pozostaje niewzruszona. Z najnowszych badań opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, iż sprzedaż detaliczna w styczniu 2019 roku wzrosła o 6.6%. W opinii ekspertów opublikowane dane świadczą o całkiem niezłym początku roku w krajowej gospodarce. Specjaliści zwracają także uwagę na relatywną siłę popytu konsumpcyjnego – na jej trwałość wpływa kilka czynników, a do kluczowych zaliczamy aktualną sytuację na rynku pracy, transfery socjalne, podwyżkę płacy minimalnej oraz obniżającą się inflację. W praktyce wskaźniki ekonomiczne ukazują ograniczoną rolę redukcji niedziel handlowych na kondycję gospodarki, bowiem jak twierdzą przedsiębiorcy z branży spożywczej – wzrost obrotów następuje w piątek, sobotę oraz poniedziałek. O walorach rozwiązania opowiedział nam Prezes Zarządu MerCo – grupy liczącej 59 placówek detalicznych.
„…Ustawa dotycząca zakazu handlu w niedziele przyniosła wiele pozytywnych skutków. Do najważniejszych zaliczyć należy te ekonomiczne. W ostatnim roku odnotowano wzrost wynagrodzeń dla osób zatrudnionych o 10%. Potwierdzają to także dane ogólne, z których wynika, że społeczeństwo wzbogaciło się o 6%. Biorąc pod uwagę fakt, iż pracownicy są bardziej wypoczęci, a co za tym idzie – ich praca jest bardziej efektywna, muszę przyznać, że dostrzegam wyłącznie pozytywne następstwa ustawy. Warto podkreślić, że ustawa nie ma żadnego negatywnego wpływu na wskaźniki ekonomiczne, o czym zapomina wielu jej przeciwników…”
Kazus małych sklepów i węgierska rewolta
Nie sposób nie opierać się wrażeniu, że od początku ogólnopolskiej debaty na temat wpływu ustawy na kondycję gospodarki kraju mamy do czynienia ze ścieraniem się dwóch stanowisk. Zwolennicy ustawy motywują jej obostrzenie argumentem polegającym na ograniczeniu ekspansji międzynarodowych sieci bez zmian w sektorze zatrudnienia, natomiast przeciwnicy prognozują pogłębienie się kryzysu wespół ze zmianami w obszarze zatrudnień. Ci pierwsi mają za sobą konkretne liczby i fakty – konsumpcja indywidualna nie spada, a obroty sklepów wciąż rosną. Trudno, żeby było inaczej, gdy gospodarka z początkiem roku galopuje w nader dynamicznym tempie. I w tym miejscu powrócić należy do węgierskiej rewolty, ponieważ na przykładzie Madziarów doskonale widać szeroko zakrojoną ekspansję marketingową największych dyskontów w celu zmiany nawyków konsumenckich. Orężem w tej walce zdaje się być zaprawiona w bojach „promocja”, która na naszej szerokości geograficznej wciąż odnosi spektakularne efekty.
źródło: Express Biznesu