W pierwszej połowie 2017 r. PiS pobił historyczny rekord w produkcji prawa. Liczba ustaw i rozporządzeń wrosła przez rok aż o 36,6 proc. To fatalne w skutkach dla przedsiębiorców, którzy nie nadążają za zmianami. Na dodatek rząd nas oszukuje, skracając ścieżkę legislacyjną dzięki sprytnemu manewrowi.
18 listopada 2015 r. „Potrzebne są zmiany odnoszące się do procesu legislacyjnego, który trzeba zabezpieczyć przed błędami i pisaniem prawa pod dyktando lobbystów” – mówi premier Beata Szydło podczas swojego exposé.
27 lipca 2017 r. Dziś już wiemy, że to tylko słowa.
Niezależne od tego, pod czyje dyktando PiS pisze prawo, „produkuje” go zdecydowanie zbyt dużo. Bije tym wszelkie rekordy od 1918 r. I niestety w tym szaleńczym tempie zadrukowywania Dziennika Ustaw nie udaje mu się uchronić od błędów.
Nie. Nie chodzi tylko o zawetowane przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy dottyczącej sądów. Ani o „lex Szyszko”, które spowodowało masową wycinkę przez wielu nazywaną rzezią, przez innych skandalem. Bubli prawnych w wykonaniu rządu Beaty Szydło było znacznie więcej, o czym pisaliśmy w money.pl.
W pierwszym półroczu 2017 r. uchwalono w Polsce 17 440 stron maszynopisu aktów prawnych najwyższego rzędu – ustaw i rozporządzeń – wynika z najnowszych danych firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton, która już od kilku lat przygotowuje tzw. „Barometr stabilności otoczenia prawnego w polskiej gospodarce”.
To wynik aż o 36,3 proc. wyższy niż w tym samym okresie rok wcześniej. Wówczas w życie weszło 12 796 stron maszynopisu aktów prawnych.
Eksperci Grant Thornton podkreślają, że gdyby w drugiej połowie roku utrzymane zostało to tempo, to w całym 2017 r. powstałoby 43 488 stron maszynopisu aktów prawnych, czyli zdecydowanie najwięcej od 1918 r.
więcej: money.pl